W altanie wielkiego
ogrodu po raz trzeci brzmiał marsz weselny. Pan młody stał przy ołtarzu
rozmawiając z drużbą o ciemnych włosach najwyraźniej na coś czekając. Zebrani goście co chwila odwracali głowy
wypatrując nadchodzącej panny młodej. Ta przebywała jeszcze w małym pokoiku
poprawiając suknię i fryzurę. Była to
piękna suknia idealnie pasująca do właścicielki. Biały jak śnieg gorset
oplatała długa szarfa w kolorze lilii. Nieco niżej sukna gwałtownie rozszerzała
się tworząc świetnie wykreowany dół. Całości dopełniał średniej długości welon.
Włosy upięte miała w zgrabny kok, a dwa pasma po lewej i po prawej stronie
zwisały lekko podkręcone.
- Nie wiem, jakim cudem
to włożyłam. – stwierdziła obracając się
przed lustrem.
- Dobrze, że włożyłaś.
Jest przecudowna. Zawiodłabyś mnie?
Mruknęła krótkie „Nie”
i przyjrzała się przyjaciółce. Miała na sobie niebieską suknie balową, która
tworzyła kontrast z jej blond włosami, opadającymi łagodnie na opalone ramiona.
- W czym ty chciałaś
za niego wychodzić? W worku po ziemniakach?
Odpowiedział jej
krótki śmiech. Wizja panny młodej stającej na ślubnym kobiercu w worku po
ziemniakach wydała jej się bardzo zabawna.
- Już czas. Niecierpliwią
się. – Głos ten zależał do trzeciej dziewczyny w zielonej sukience.
- Dobrze, że dopiero
drugi miesiąc. – Stwierdziła bohaterka dnia przyglądając się swemu brzuchowi .
– I dobrze, że tatuś jeszcze nie wie.
Po tych słowach cała
trójka skierowała się w stronę wyjścia. Blondynka odłączyła się od nich i
usiadła w jednym z rzędów. Gdy dotarły do ołtarza ksiądz rozpoczął swoją długą
rozmowę, by w końcu dojść do najważniejszego momentu:
- Czy ty, Patricio
Williamson bierzesz obecnego tu, Edisona Sweeta za męża?
- Tak.
- Czy ty, Edisonie
Sweet bierzesz obecną tu, Patricię Williamson za żonę?
- Tak.
- Ogłaszam was mężem i
żoną! Możecie się pocałować.
Te wydarzenia sprzed czterech lat przeleciały jej przed
oczami. Było jeszcze wesele, narodziny dzieci. I Anubis. Tak. I Anubis. Teraz
stała wraz z Eddiem czekając na nadchodzące panny młode. Jak kiedyś Eddie
czekał na nią. W końcu zaczęło się. Na początku pochodu szły ich własne dzieci-
Eric i Lisa. Sypiąc kwiatki (Lisa) i niosąc cztery obrączki (Eric). Za nimi
kroczyły Amber i Mara uśmiechając się promiennie. Państwo Sweet wymienili
spojrzenia, po czym zwrócili głowy ku stojących za nimi Jeroma i Alfiego. Ten
drugi ledwo trzymał się na nogach. Taki był niecierpliwy. Dalej było jak na ich ślubie. Cztery razy zabrzmiało
„Tak”. Gdy nadszedł moment rzucania bukietów bukiet Mary wylądował na podłożu,
bo nikt nie dał rady go złapać. Ta zaczerwieniła się i by zatuszować sprawę
dopadła męża i złożyła na jego ustach namiętny pocałunek. Natomiast bukiet
Amber został złapany. Przez Poppy Clarke, która zerknęła znacząco na swojego
narzeczonego – Irlandczyka o imieniu Seamus.
- Czas na wesele. – Przypomniał Alfie obejmując Amber
najwyraźniej zachwyconą z tego powodu.
- I prezenty ślubne!
- I całusa!
- Jerome!
- No co? Należy się!
Jak powiedział tak zrobił. Mara zgodziła się łaskawie,
jeszcze dobiegając się powtórki. Pół godziny później cała wesoła grupa była już
w Domu Anubisa. Eddie umiejętnie zagonił dzieci do spania, tłumacząc im, że
jeżeli zejdą to, zobaczą gniew mamusi. Podziałało natychmiast. Na dole impreza
trwała w najlepsze. Jara ulotniła się i wybrała na romantyczny spacer. To samo
przyszło do głowy Poppy, więc ciągnąc za sobą Seamusa wyszła za bratem. Natomiast Nina wdrapała się
na stół i krzyknęła głośno:
- Cisza! Jestem w ciąży!
Po czym zeskoczyła prosto w ramiona Fabiana, który uniósł ją
narażając się na piski ze strony żony i krzyki typu „Uważaj, bo poroni” ze
strony przyjaciół. Alfie wymknął się na chwilę, pragnąc odetchnąć choćby na
chwilę. Usiadł na ławce i wpatrywał się w niebo nucąc piosenkę Leonarda Cohena.
Była końcówka czerwca, więc na dworze było dość ciepło. W pewnej chwili jednak
Lewis odniósł wrażenie, że powiało chłodem.
Nie zdążył się nad tym zastanowić, bo w uchu usłyszał przeraźliwy,
lodowaty szept:
- Komukolwiek o tym jeszcze powiesz, a twoja śliczna żona
ucierpi. I to bardzo.
Śmiertelnie wystraszony odwrócił się powoli w stronę, z
której dochodził szept. Jednak ujrzał tylko ciemny las i usłyszał tylko szum
letniego wiatru muskającego gałęzie drzew. Postanowił coś. Nie da skrzywdzić
Amber. Nie powie nikomu.
Rok później
Wyjaśnienie autorki: Obie
pary są już rok po ślubie. Dzieci Peddie (czyt. Lisa i Eric) mają po 5 lat i
umieją już normalnie mówić (Bogu dzięki) . Nina urodziła zdrową córkę Katniss. Jak
stwierdził dumny ojciec jest podobna do niego i dobrze. Co do Mary, to jest ona
już w 7 miesiącu ciąży (Z Jeromem. No!). Amber w czwartym. Alfie faktycznie
nikomu nie pisnął słówka o tajemniczym gościu na terenie Anubisa i prawie o tym
zapomniał. Ale czy na pewno?
- Jesse!
-David!
- Jesse!
- David!
- Jesse, Jesse, Jesse I jeszcze raz Jesse!
- Stul dziób!
- Morda!
- Święta racja! I dziób i morda!
- No wiesz?
- Wy zaczęliście! To chyba moje dziecko!
- Ruda małpa.
- Skunks.
- Plebs.
- Sedes.
Po tej krótkiej ale jakże zwięzłej wymianie zdań obie strony
pogrążyły się w milczeniu. Niełatwo wybrać imię dla dziecka Mary i Jeroma. Pani Clarke wkroczyła do kuchni trzymając się
za bardzo wypukły brzuch.
- Chyba wiem, jak będzie się nazywał. – powiedziała patrząc znacząco na Patricię i
Eddiego, którzy także spojrzeli na siebie wzrokiem typu „ Zobaczysz, to ja będę
mieć rację ”. – Będzie miał na imię Jesse.
Jesse. Wybrałam mu
imię na cześć Jessego Spencera, mojego ukochanego doktora Chase’a z „ Dr. House”.
No i ślub… Jak ja lubię opisywać śluby… I wspomnienie Pat. Te wspomnienia będą
się przewijać, by nie było, że tak niespodziewanie to wszystko.
Świetne!!!
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńNiesamowity! Obserwuję, liczę na rewanż: housee-of-anuubis.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńahahahahhahaha ta kłótnia na końcu najlepsza :D No i wspomnienia Patrici ze ślubu ...
OdpowiedzUsuńOMG ! To jest świetne :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część ;3
Zapraszam do siebie. Dołączysz do obserwatorów?
http://fabinastoriesby-patrycja.blogspot.com/
Kto wybrał imię?
OdpowiedzUsuńPat czy Eddie?
Pozdrawiam,
xoxo
Pat. I Eddie będzie miał przechlapane...
UsuńAha :)
UsuńDzięki :D A kiedy następny?
xoxo
I ta ich kłótnia...mam nadzieję, że szybko dodasz następny. Nie mogę się już doczekać. Piszesz genialne opowiadania!
OdpowiedzUsuńŚwietne! Kiedy next?
OdpowiedzUsuń<3
Rozdział bardzo dobry!
OdpowiedzUsuńNaprawdę, aż się sobie dziwię, że dopiero zerknęłam na ten blog.
Na szczęście już nadrobiłam.
Ohh, ślub Pat i Eddiego. <3. To było meega.
No i śluby innych!
O jaka szkoda, że nikt bukietu Mary nie złapał.
No ale Amber xd
Kłótnia Peddie najlepsza. I oczywiście Pat miała rację.
Czekam na next.
Zapraszam do siebie ;>