trwa inicjalizacja, prosze czekac...

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział nie wiem jaki, bo jestem leniwa i nie patrzę.

Jestem. Wreszcie poczułam się na siłach, by napisać całkiem długi jak na mnie rozdział. Na szczęście niemieckiego nadal nie rozumiem i nie będę zadręczać was cytatami. Naszła mnie wena jak nigdy. Podziękujcie mojej ukochanej mp4-ce i piosenkom na niej zamieszczonych. Życzę miłego czytania!

- Co znalazłeś? – spytała Amber z zaciekawieniem zaglądając mu przez ramię. Było to trochę trudne ze względu na wzrost chłopaka.
- Przecież tu nic nie ma, Alfie.  – roześmiała się Pat.
- Nie ma?
- Nie.
- Musiałeś coś pomylić.
- Widziałem Rufusa! Tutaj! – krzyczał wymachując rękami jak niepełnosprawny umysłowo. – Szukał czegoś! Te odciski należały do niego! Powrócił! A ta książka! – wskazał na książkę – Ona… ona…
- Sratatata – mruknął Clarke – Przeoczyłeś jeden maleńki szczególik. On nie żyje. A druk nie znika bez żadnego śladu.
- Żyje!
- Spaprałeś całą zabawę… Dzieciaki się tak cieszyły…
- Ale…
- Nie gadaj głupot! Kosmici! Teraz Rufus! Wróć do normalności!
- Jeszcze zobaczycie…
Nazajutrz
Przygładziła swoje długie prawie czerwone włosy i wcisnęła stopy w czarne bambosze. Podeszła na palcach i pogłaskała Lisę po główce. Zmierzwiła blond włosy  Erica i jej spojrzenie utkwiło w śpiącym Eddiem.  Na twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Po kilku minutach weszła do kuchni i zastała tam już Marę, Jeroma i już udobruchanego Alfiego pochłaniających śniadanie.
- Piękny dzień,  prawda Patricio? – powitała ją Mara podsuwając jej pod nos kanapkę z miodem.
- Tak, piękny, ale nie jestem głodna.
Po tych słowach skierowała swe kroki do pralni w wyjęła stamtąd balię. Napełniła ją lodowatą wodą i pomaszerowała w stronę strychu łapiąc ciekawe spojrzenia jedzących.  Gdy tylko utracili kontakt wzrokowy wrócili do jedzenia.
- To ile jeszcze dni zostało? Nadal liczysz? – wybełkotał Clarke przez płatki.
- Jedenaście! Tylko jedenaście! A u was ile?
- No właśnie… Alfie czy możemy mieć podwójny ślub? Amber się zgodzi?
- Oczywiście! – rozentuzjazmował się – Świetnie! Czy…
Rozmowę o ślubie przerwał krzyk Eddiego dochodzący ze strychu. Najwyraźniej Pat wiedziała jak sensownie zużytkować wodę.
-  Znowu w formie! – wrzasnął, gdy cały mokry wszedł do salonu odganiając się od bliźniaków. – Tylko nie mogłaby na kimś innym?
- Trzeba było się nie żenić, Eddie. – stwierdziła Mara.
- Przepraszam, bo nie dosłyszałem. Czy powiedziała to Mara Jaffray za kilkanaście dni Clarke? – odgryzł się ściągając Erica z pleców.
-A dokładniej jedenaście.
- Czy ja muszę o wszystkim dowiadywać się ostatni? 
Jerome nie opuścił okazji by zaproponować mu jedzenie, co spotkało się z dezaprobatą Alfiego.
- Ciekawe, czy Trudy żyje… - westchnął Lewis wspominając naleśniki.
- Mam nadzieję. – poparł go Clarke - Wtedy będzie mogła wrócić i nie żywilibyśmy się płatkami z pobliskiego marketu!
- A propos pobliskiego marketu, trzeba kupić kaszkę dla dzieci.
- Mamo!
- Tak, tak trzeba się zdrowo odżywiać.
- Lisa chcię naleśniki, jak wujek Alfie! – żachnęła się młoda Sweet wdrapując się na stanowczo za wysokie dla niej krzesło.
- Elic teź! 
-No!
- Tak bardzo chcecie naleśniki?- spytała Pat opierając się o drzwi, w których ciągle jeszcze stała.
- Tak!
- To sama zrobię.
- Nie!
- No widzicie.
- Myślę, że sprowadzenie tutaj Trudy nie jest złym pomysłem. – szepnął Alfie do ucha Eddiego.
- Spróbujemy.
3 dni później
- Naaaaaaaleśniiiiiki!
- Eric! Lisa! Cicho być próbuje nakładać sobie maseczkę!
- Łłłłłłłłłłłiiiiiiiii! My teź chcemy!
- Patricia i Eddie do mnie! Ogarnąć tą czteroletnią brygadę niszczenia słuchu, ale już!
- O co chodzi, Amber? – spytał Alfie wchodząc do pokoju. – Aaa. Sweet juniorzy.
- Tylko gdzie ich rodzice?
- Eddie gdzieś wyszedł, a Pat słucha muzyki.
Faktycznie Sweet pogrążona była w słuchaniu swoich ulubionych piosenek na swoim ulubionym odtwarzaczu leżąc na swojej ulubionej kanapie. Nie usłyszała wchodzącej Amber, ponieważ właśnie śpiewała piosenkę razem z zespołem Avenged Sevenfold.
-  Now that it's done I realize the error of my ways
I must venture back to apologize from somewhere far beyond the grave
I gone make up for what I've done
'Cause I was all up in a piece of heaven
while you burned in hell, no peace forever
'Cause I really always knew that my little crime
would be cold that's why I got a heater for your thighs
- Beznadziejne. – stwierdziła blondynka przewracając oczami.
 Po tych słowach zaprzestała donoszenia na bliźniaki I wróciła do pokoju. Gdy przechodziła przez hol usłyszała nerwowe stukanie w drzwi. Zastanowiło ją to. W Domu Anubisa jest teraz dzwonek. Myśląc, że jakiś kot drapie w drzwi otworzyła je. Stała za nimi stara kobieta o hiszpańskiej urodzie. Jej czarne niegdyś włosy przybrały nieprzyjemny odcień szarości. Na jej poczciwej twarzy widniała spora ilość zmarszczek.
- Witaj gwiazdko.


Gotująca Patricia. Świat się wali. Trudy na ratunek zagłodzonym!


6 komentarzy:

  1. świetny :))

    Zapraszam do mnie. Nowy odcinek ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. oo fajowy
    tylko proszę szybciuuutko nowy :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Oh, piszesz przecudownie. Ja też bym tak chciała...no cóż nie każdy posiada do tego talent. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne to powiadanie. Pierwszy raz czytam ogólnie takie w którym historia toczy się ileś lat później. Czekam na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział
    na prawdę masz talent. ;3 . Czekam na kolejny i
    Zapraszam do mnie na new-life-house-of-anubis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy następny?
    Czekam z niecierpliwością!

    Pozdro,
    xx

    OdpowiedzUsuń

Podobało się? Skomentuj, to naprawdę przysyła wenę!