Jestem. Wreszcie poczułam się na siłach, by napisać całkiem
długi jak na mnie rozdział. Na szczęście niemieckiego nadal nie rozumiem i nie będę
zadręczać was cytatami. Naszła mnie wena jak nigdy. Podziękujcie mojej
ukochanej mp4-ce i piosenkom na niej zamieszczonych. Życzę miłego czytania!
- Co znalazłeś? – spytała Amber z zaciekawieniem zaglądając
mu przez ramię. Było to trochę trudne ze względu na wzrost chłopaka.
- Przecież tu nic nie ma, Alfie. – roześmiała się Pat.
- Nie ma?
- Nie.
- Musiałeś coś pomylić.
- Widziałem Rufusa! Tutaj! – krzyczał wymachując rękami jak
niepełnosprawny umysłowo. – Szukał czegoś! Te odciski należały do niego!
Powrócił! A ta książka! – wskazał na książkę – Ona… ona…
- Sratatata – mruknął Clarke – Przeoczyłeś jeden maleńki
szczególik. On nie żyje. A druk nie znika bez żadnego śladu.
- Żyje!
- Spaprałeś całą zabawę… Dzieciaki się tak cieszyły…
- Ale…
- Nie gadaj głupot! Kosmici! Teraz Rufus! Wróć do
normalności!
- Jeszcze zobaczycie…
Nazajutrz
Przygładziła swoje długie prawie czerwone włosy i wcisnęła
stopy w czarne bambosze. Podeszła na palcach i pogłaskała Lisę po główce.
Zmierzwiła blond włosy Erica i jej
spojrzenie utkwiło w śpiącym Eddiem. Na
twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Po kilku minutach weszła do kuchni i
zastała tam już Marę, Jeroma i już udobruchanego Alfiego pochłaniających
śniadanie.
- Piękny dzień,
prawda Patricio? – powitała ją Mara podsuwając jej pod nos kanapkę z
miodem.
- Tak, piękny, ale nie jestem głodna.
Po tych słowach skierowała swe kroki do pralni w wyjęła
stamtąd balię. Napełniła ją lodowatą wodą i pomaszerowała w stronę strychu
łapiąc ciekawe spojrzenia jedzących. Gdy
tylko utracili kontakt wzrokowy wrócili do jedzenia.
- To ile jeszcze dni zostało? Nadal liczysz? – wybełkotał
Clarke przez płatki.
- Jedenaście! Tylko jedenaście! A u was ile?
- No właśnie… Alfie czy możemy mieć podwójny ślub? Amber się
zgodzi?
- Oczywiście! – rozentuzjazmował się – Świetnie! Czy…
Rozmowę o ślubie przerwał krzyk Eddiego dochodzący ze
strychu. Najwyraźniej Pat wiedziała jak sensownie zużytkować wodę.
- Znowu w formie! –
wrzasnął, gdy cały mokry wszedł do salonu odganiając się od bliźniaków. – Tylko
nie mogłaby na kimś innym?
- Trzeba było się nie żenić, Eddie. – stwierdziła Mara.
- Przepraszam, bo nie dosłyszałem. Czy powiedziała to Mara
Jaffray za kilkanaście dni Clarke? – odgryzł się ściągając Erica z pleców.
-A dokładniej jedenaście.
- Czy ja muszę o wszystkim dowiadywać się ostatni?
Jerome nie opuścił okazji by zaproponować mu jedzenie, co
spotkało się z dezaprobatą Alfiego.
- Ciekawe, czy Trudy żyje… - westchnął Lewis wspominając
naleśniki.
- Mam nadzieję. – poparł go Clarke - Wtedy będzie mogła
wrócić i nie żywilibyśmy się płatkami z pobliskiego marketu!
- A propos pobliskiego marketu, trzeba kupić kaszkę dla
dzieci.
- Mamo!
- Tak, tak trzeba się zdrowo odżywiać.
- Lisa chcię naleśniki, jak wujek Alfie! – żachnęła się
młoda Sweet wdrapując się na stanowczo za wysokie dla niej krzesło.
- Elic teź!
-No!
- Tak bardzo chcecie naleśniki?- spytała Pat opierając się o
drzwi, w których ciągle jeszcze stała.
- Tak!
- To sama zrobię.
- Nie!
- No widzicie.
- Myślę, że sprowadzenie tutaj Trudy nie jest złym pomysłem.
– szepnął Alfie do ucha Eddiego.
- Spróbujemy.
3 dni później
- Naaaaaaaleśniiiiiki!
- Eric! Lisa! Cicho być próbuje nakładać sobie maseczkę!
- Łłłłłłłłłłłiiiiiiiii! My teź chcemy!
- Patricia i Eddie do mnie! Ogarnąć tą czteroletnią brygadę
niszczenia słuchu, ale już!
- O co chodzi, Amber? – spytał Alfie wchodząc do pokoju. –
Aaa. Sweet juniorzy.
- Tylko gdzie ich rodzice?
- Eddie gdzieś wyszedł, a Pat słucha muzyki.
Faktycznie Sweet pogrążona była w słuchaniu swoich
ulubionych piosenek na swoim ulubionym odtwarzaczu leżąc na swojej ulubionej
kanapie. Nie usłyszała wchodzącej Amber, ponieważ właśnie śpiewała piosenkę
razem z zespołem Avenged Sevenfold.
- Now that it's done I realize
the error of my ways
I must venture back to apologize from somewhere far beyond the grave
I gone make up for what I've done
'Cause I was all up in a piece of heaven
while you burned in hell, no peace forever
'Cause I really always knew that my little crime
would be cold that's why I got a heater for your thighs…
I must venture back to apologize from somewhere far beyond the grave
I gone make up for what I've done
'Cause I was all up in a piece of heaven
while you burned in hell, no peace forever
'Cause I really always knew that my little crime
would be cold that's why I got a heater for your thighs…
-
Beznadziejne. – stwierdziła blondynka przewracając oczami.
Po tych słowach zaprzestała donoszenia na
bliźniaki I wróciła do pokoju. Gdy przechodziła przez hol usłyszała nerwowe
stukanie w drzwi. Zastanowiło ją to. W Domu Anubisa jest teraz dzwonek. Myśląc,
że jakiś kot drapie w drzwi otworzyła je. Stała za nimi stara kobieta o hiszpańskiej
urodzie. Jej czarne niegdyś włosy przybrały nieprzyjemny odcień szarości. Na jej
poczciwej twarzy widniała spora ilość zmarszczek.
-
Witaj gwiazdko.
Gotująca Patricia. Świat się wali. Trudy na ratunek
zagłodzonym!
świetny :))
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie. Nowy odcinek ^^
oo fajowy
OdpowiedzUsuńtylko proszę szybciuuutko nowy :**
Oh, piszesz przecudownie. Ja też bym tak chciała...no cóż nie każdy posiada do tego talent. Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny :)
OdpowiedzUsuńFajne to powiadanie. Pierwszy raz czytam ogólnie takie w którym historia toczy się ileś lat później. Czekam na nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział
OdpowiedzUsuńna prawdę masz talent. ;3 . Czekam na kolejny i
Zapraszam do mnie na new-life-house-of-anubis.blogspot.com
Kiedy następny?
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością!
Pozdro,
xx