trwa inicjalizacja, prosze czekac...

środa, 3 lipca 2013

Rozdział 3

- I co?
- Przeczytam.
Daj mi tyko czas i przyjeżdżam!
- Jedna załatwiona a reszta?
- Jeszcze nie ma odpowiedzi ale martwi mnie jedno : czemu Nina napisała przyjeżdżam?
- Nic wyjątkowego…
- W liczbie pojedynczej, a Amber Holmes sądzi że na liczbę pojedynczą nie wliczają się dwie osoby czyli Nina i Fabian. – Blondynka była święcie przekonana, że Fabina żyje teraz w uroczym domku z ogródkiem i wychowuje gromadkę dzieci.
- Amber, Amber, Amber chyba nie sądzisz, że Nina to liczba mnoga?
Obrażona Amber ruszyła po schodach zostawiając Jeroma w blasku jego chwały. Za nią ruszyły Patricia i Mara, potykając się po drodze o żyrandol. Eddie zaprowadził dzieciaki do piwnicy. Za nim dreptał Alfie pragnący zobaczyć pomieszczenie jeszcze raz. Blondyn wyjął z kieszeni przygotowane wcześniej Oko Horusa i otworzył nim drzwiczki wzbudzając tym samym zachwyt zarówno bliźniaków jak i Alfiego. Schodzili ostrożnie po schodach. Nagle oczom wchodzących ukazała się piwnica. Lewis od razu podbiegł do Gabinetu, lecz w porę przypomniał sobie, że nie zna kodu. Spojrzał wyczekująco w stronę Sweeta, który po chwili podszedł i przekazał mu kod 1890. Eddie postanowił rozejrzeć się po piwnicy. Gdy mijał fiolki coś przykuło jego uwagę. Mianowicie na kilku z nich na bardzo grubej warstwie kurzu widniały odciski palców. Na początku pomyślał, że dzieci zafascynowane piwnicą zaczęły próbować tworzyć eliksiry. Ale odbiegł od tego przekonania – Eric i Lisa są po prostu za mali.
- Alfie!
- Co?
- Dotykałeś fiolek?
W przejściu do gabinetu pojawił się Lewis.
- Nie a co?
Sweeta zamurowało. Był szczerze przekonany, że nikt oprócz nich nie wchodził do piwnicy od przeszło 9 lat. Zatem pozostawało jedno wyjaśnienie. Eddiego przeszedł dreszcz. Jednak nie potrafił określić, czy był to dreszcz przerażenia czy euforii. Znaczyło to bowiem jedno – Victor odwiedził Dom Anubisa. I to niedawno.
- Halo! Ziemia do Edisona!
- Wiesz co to znaczy Alfie?
- Co? – zapytał po raz kolejny Lewis.
- Victor tu był – wyszeptał Eddie.
Jej łóżko, jej szafa, Nawet nie zdążyła zdjąć plakatów. Patricia uśmiechnęła się pod nosem. Stała bowiem w jej starym anubisowym pokoju. Tę piękną chwilę przerwała wchodząca Millington.
- Idziemy na strych, idziesz? Podobno twój mąąąąąąąż – wyraźnie podkreśliła jak bardzo kocha Peddie- coś znalazł.
- Chwila…
- To sprawa nie cierpiąca zwłoki jeszcze się napatrzysz chodź!
- Chyba niedługo zabiję mojego męęęęęęęża.
Sibuna wraz z Jeromem siedziała na strychu. Dziewczyny wtargnęły w chwili, gdy Alfie bardzo podekscytowany rozmawiał przez telefon. Jerome szepnął, że z Fabianem. Gdy skończył został zasypany lawiną pytań. Jednak nie miał zamiaru na razie na nie odpowiadać. Tłumaczył się tym, że Eddie ma ważniejszą sprawę. Blondyn opowiedział im całą historię.
- A jeśli to nie był Victor? – spytała Mara – przecież mógł to być ktoś inny.
- Masz jakiś pomysł?
Jaffray milczała. Jeżeli Victor wróci na pewno czeka go zamieszkany dom oraz ciepłe powitanie.
- Która godzina? – Niespodziewanie spytał Clarke.
- Dochodzi 19
- O boże! Przepraszam cię kotku muszę już lecieć!
- Skoro ty to my też!
Po ułożeniu dzieciaków do łóżka Patricia udała się do swojej sypialni, gdzie smacznie chrapał już Eddie. Położyła się obok niego i z czułością pocałowała w czoło. Przewrócił się na bok. Pani Sweet także postanowiła iść już spać.
Obudziło ją pukanie do drzwi. Zerknęła na zegarek. Wyświetlacz wskazywał 5.21.
- Kogo tu niesie o tej porze? – wymamrotała zwalając się z łóżka.
Podeszła do drzwi i otworzyła je. Na dworze stała brunetka dzierżąca w ręku potężną walizkę.
- Pat!
- Joy?
- Dostałam wiadomość od Amber – powiedziała władowując się do środka – mogę na razie zamieszkać u was?
- Jasne, nie ma problemu, ale…
- Świetnie, gdzie mam spać?
- Na kanapie ale…
- Nie masz więcej łóżek? – ponownie przerwała jej Mencer – Mieszkasz sama?
- Nie, nie mieszka sama Joy. – odpowiedział Eddie wchodząc do pokoju. – Mieszka ze mną i dziećmi.
- Jej! Dzieci! – Czemu nic nie mówiłaś Patricio? Żyjesz z Eddiem i masz dzieci? Ile?
- Czego ile?
- Dzieci!
- Aaa. Dwójka: Lisa Mara Sweet i Eric Fabian Sweet.
- Fabian i Mara! Rodzice Chrzestni?
Państwo Sweet pokiwali głowami.
-Nadal są razem? – spytała Joy rozkładając się na kanapie.
-Nie – odpowiedział spokojnie Eddie.
-Uuu. A czemu?
-Skąd mamy wiedzieć, Joy?
-Powinniście. Gdzie wasze dzieci?
-Śpią – Eddiego widocznie irytowała obecność Mencer. - Tak jak ja. Dobranoc.
-Dziewczyny patrzyły za odchodzącym Sweetem. Patricia wiedziała, czemu odszedł. Dla niego obecność Joy była gorsza od wizyty antyterrorystów.
-Ja też idę spać. Cześć.-Słyszała za sobą pomruki niezadowolenia ze strony przyjaciółki. Ją także zaczynała już powoli irytować.
O godzinie 10 dyrektor wszedł spóźniony na zebranie. Wiedział, że czeka go niezły ochrzan ze strony Mary, ale chyba zrozumie biorąc pod uwagę wizytę Joy. Nienawidziła jej z całego serca. Zresztą tak jak on. Widząc wzrok przyjaciółki pośpiesznie siadł na miejsce. Już miał rozpocząć zebranie, gdy nagle zobaczył przez szybę machającą postać. Była to Joy. Coś pchała. Wychylił się bardziej, by zobaczyć co. Serce podeszło mu do gardła. Pchała znajomy mu wózek. Ich dzieci były już na niego za duże, lecz kochały przejażdżki. Zerwał się i popędził do drzwi.
-Joy! Co ty tu robisz? W dodatku z moimi dziećmi!
-Spokojnie, spokojnie Patricia śpi, więc wyprowadziłam je na spacer.
-Tego już za wiele. - mruknął wyrywając jej wózek – Czy...
-Wszystko w porządku? Zza drzwi wychyliła się twarz Jaffray. - Wybiegłeś tak niespodziewanie... W taj chwili zobaczyła Joy. Ta też dopiero co zwróciła na nią uwagę.
-Mara! Jak ja się nie cieszę, że cię widzę ty podła żmijo!
-Licz się ze słowami! Jerome jest wolnym człowiekiem i wybrał kogo chciał! Tym kimś byłam ja! - i w tej chwili Mencer nie wytrzymała. Wolno podeszła do Mary i... trzasnęła ją!
Dziewczyna zatoczyła się jednocześnie unikając powtórki ze strony przeciwnika, lecz ten był już mocno trzymany przez rozzłoszczonego Eddiego. Ten niewiele myśląc odepchnął Joy, po czym oparł rękę na ramieniu Mary szepcząc jej cicho:
-Wiem, że chcesz się odpłacić, ale nie teraz, błagam.
Po tych słowach ruszyli do środka pod oblicze bardzo zdziwionego grona nauczycielskiego. Sweet ustawił wózek ze śpiącymi dziećmi i rozpoczął zebranie.
Patricia właśnie zajęta była szykowaniem śniadania. Gdy smarowała kromkę masłem wpadła Joy. Sweet postanowiła nie przejmować się przyjaciółką. Znała ją i wiedziała, że lubi efektowne wejścia i humory. Jednak Mencer stanęła tuż przed nią i pokazała zaczerwienienie na policzku.
-O co chodzi Joy?
-Eddie mnie uderzył!




Nieładne Joy, nieładnie. Co do tej postaci powiem szczerze po prostu jej nie lubię – zniszczyła Jarę, chce zniszczyć Fabinę i nienawidzi Niny. Jak można nienawidzić Niny? W moim opowiadaniu chce zniszczyć Peddie. Co za zdzira. I kidnapper.

4 komentarze:

  1. Ja uwielbiam Ninę. Jędza z tej Joy.
    Joy! Tylko tknij Eddiego, a bd mieć ze mną do czynienia. Patricia Ci tego nie daruje !
    Dla mnie jesteś wredną żmiją Joy. Pamiętaj.!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak! Spoko Pat nie jest taka, a Nina pojawi się za 2 rozdziały!

      Usuń
  2. Co czemu Joy ja ją bardzo lubię szkoda ze u ciebie to żmija :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż nie należy do bohaterów lubianych przeze mnie. Mam jej za złe Jarę i Fabinę i nie wiem czy zmienię zdanie

      Usuń

Podobało się? Skomentuj, to naprawdę przysyła wenę!