- I co?
- Przeczytam.
Daj mi tyko czas i przyjeżdżam!
- Jedna załatwiona a reszta?
- Jeszcze nie ma odpowiedzi ale martwi
mnie jedno : czemu Nina napisała przyjeżdżam?
- Nic wyjątkowego…
- W liczbie pojedynczej, a Amber Holmes
sądzi że na liczbę pojedynczą nie wliczają się dwie osoby
czyli Nina i Fabian. – Blondynka była święcie przekonana, że
Fabina żyje teraz w uroczym domku z ogródkiem i wychowuje gromadkę
dzieci.
- Amber, Amber, Amber chyba nie
sądzisz, że Nina to liczba mnoga?
Obrażona Amber ruszyła po schodach
zostawiając Jeroma w blasku jego chwały. Za nią ruszyły Patricia
i Mara, potykając się po drodze o żyrandol. Eddie zaprowadził
dzieciaki do piwnicy. Za nim dreptał Alfie pragnący zobaczyć
pomieszczenie jeszcze raz. Blondyn wyjął z kieszeni przygotowane
wcześniej Oko Horusa i otworzył nim drzwiczki wzbudzając tym samym
zachwyt zarówno bliźniaków jak i Alfiego. Schodzili ostrożnie po
schodach. Nagle oczom wchodzących ukazała się piwnica. Lewis od
razu podbiegł do Gabinetu, lecz w porę przypomniał sobie, że nie
zna kodu. Spojrzał wyczekująco w stronę Sweeta, który po chwili
podszedł i przekazał mu kod 1890. Eddie postanowił rozejrzeć się
po piwnicy. Gdy mijał fiolki coś przykuło jego uwagę. Mianowicie
na kilku z nich na bardzo grubej warstwie kurzu widniały odciski
palców. Na początku pomyślał, że dzieci zafascynowane piwnicą
zaczęły próbować tworzyć eliksiry. Ale odbiegł od tego
przekonania – Eric i Lisa są po prostu za mali.
- Alfie!
- Co?
- Dotykałeś fiolek?
W przejściu do gabinetu pojawił się
Lewis.
- Nie a co?
Sweeta zamurowało. Był szczerze
przekonany, że nikt oprócz nich nie wchodził do piwnicy od
przeszło 9 lat. Zatem pozostawało jedno wyjaśnienie. Eddiego
przeszedł dreszcz. Jednak nie potrafił określić, czy był to
dreszcz przerażenia czy euforii. Znaczyło to bowiem jedno –
Victor odwiedził Dom Anubisa. I to niedawno.
- Halo! Ziemia do Edisona!
- Wiesz co to znaczy Alfie?
- Co? – zapytał po raz kolejny
Lewis.
- Victor tu był – wyszeptał Eddie.
Jej łóżko, jej szafa, Nawet nie
zdążyła zdjąć plakatów. Patricia uśmiechnęła się pod nosem.
Stała bowiem w jej starym anubisowym pokoju. Tę piękną chwilę
przerwała wchodząca Millington.
- Idziemy na strych, idziesz? Podobno
twój mąąąąąąąż – wyraźnie podkreśliła jak bardzo kocha
Peddie- coś znalazł.
- Chwila…
- To sprawa nie cierpiąca zwłoki
jeszcze się napatrzysz chodź!
- Chyba niedługo zabiję mojego
męęęęęęęża.
Sibuna wraz z Jeromem siedziała na
strychu. Dziewczyny wtargnęły w chwili, gdy Alfie bardzo
podekscytowany rozmawiał przez telefon. Jerome szepnął, że z Fabianem. Gdy skończył został zasypany lawiną pytań. Jednak nie miał
zamiaru na razie na nie odpowiadać. Tłumaczył się tym, że Eddie
ma ważniejszą sprawę. Blondyn opowiedział im całą historię.
- A jeśli to nie był Victor? –
spytała Mara – przecież mógł to być ktoś inny.
- Masz jakiś pomysł?
Jaffray milczała. Jeżeli Victor wróci
na pewno czeka go zamieszkany dom oraz ciepłe powitanie.
- Która godzina? – Niespodziewanie
spytał Clarke.
- Dochodzi 19
- O boże! Przepraszam cię kotku muszę
już lecieć!
- Skoro ty to my też!
Po ułożeniu dzieciaków do łóżka
Patricia udała się do swojej sypialni, gdzie smacznie chrapał już
Eddie. Położyła się obok niego i z czułością pocałowała w
czoło. Przewrócił się na bok. Pani Sweet także postanowiła iść
już spać.
Obudziło ją pukanie do drzwi.
Zerknęła na zegarek. Wyświetlacz wskazywał 5.21.
- Kogo tu niesie o tej porze? –
wymamrotała zwalając się z łóżka.
Podeszła do drzwi i otworzyła je. Na
dworze stała brunetka dzierżąca w ręku potężną walizkę.
- Pat!
- Joy?
- Dostałam wiadomość od Amber –
powiedziała władowując się do środka – mogę na razie
zamieszkać u was?
- Jasne, nie ma problemu, ale…
- Świetnie, gdzie mam spać?
- Na kanapie ale…
- Nie masz więcej łóżek? –
ponownie przerwała jej Mencer – Mieszkasz sama?
- Nie, nie mieszka sama Joy. –
odpowiedział Eddie wchodząc do pokoju. – Mieszka ze mną i
dziećmi.
- Jej! Dzieci! – Czemu nic nie
mówiłaś Patricio? Żyjesz z Eddiem i masz dzieci? Ile?
- Czego ile?
- Dzieci!
- Aaa. Dwójka: Lisa Mara Sweet i Eric
Fabian Sweet.
- Fabian i Mara! Rodzice Chrzestni?
Państwo Sweet pokiwali głowami.
-Nadal są razem? – spytała Joy
rozkładając się na kanapie.
-Nie – odpowiedział spokojnie
Eddie.
-Uuu. A czemu?
-Skąd mamy wiedzieć, Joy?
-Powinniście. Gdzie wasze dzieci?
-Śpią – Eddiego widocznie
irytowała obecność Mencer. - Tak jak ja. Dobranoc.
-Dziewczyny patrzyły za odchodzącym
Sweetem. Patricia wiedziała, czemu odszedł. Dla niego obecność
Joy była gorsza od wizyty antyterrorystów.
-Ja też idę spać. Cześć.-Słyszała za sobą pomruki
niezadowolenia ze strony przyjaciółki. Ją także zaczynała już
powoli irytować.
O godzinie 10 dyrektor wszedł
spóźniony na zebranie. Wiedział, że czeka go niezły ochrzan ze
strony Mary, ale chyba zrozumie biorąc pod uwagę wizytę Joy.
Nienawidziła jej z całego serca. Zresztą tak jak on. Widząc
wzrok przyjaciółki pośpiesznie siadł na miejsce. Już miał
rozpocząć zebranie, gdy nagle zobaczył przez szybę machającą
postać. Była to Joy. Coś pchała. Wychylił się bardziej, by
zobaczyć co. Serce podeszło mu do gardła. Pchała znajomy mu
wózek. Ich dzieci były już na niego za duże, lecz kochały
przejażdżki. Zerwał się i popędził do drzwi.
-Joy! Co ty tu robisz? W dodatku z
moimi dziećmi!
-Spokojnie, spokojnie Patricia śpi,
więc wyprowadziłam je na spacer.
-Tego już za wiele. - mruknął
wyrywając jej wózek – Czy...
-Wszystko w porządku? Zza drzwi
wychyliła się twarz Jaffray. - Wybiegłeś tak niespodziewanie...
W taj chwili zobaczyła Joy. Ta też dopiero co zwróciła na nią
uwagę.
-Mara! Jak ja się nie cieszę, że
cię widzę ty podła żmijo!
-Licz się ze słowami! Jerome jest
wolnym człowiekiem i wybrał kogo chciał! Tym kimś byłam ja! - i
w tej chwili Mencer nie wytrzymała. Wolno podeszła do Mary i...
trzasnęła ją!
Dziewczyna zatoczyła się
jednocześnie unikając powtórki ze strony przeciwnika, lecz ten
był już mocno trzymany przez rozzłoszczonego Eddiego. Ten
niewiele myśląc odepchnął Joy, po czym oparł rękę na ramieniu
Mary szepcząc jej cicho:
-Wiem, że chcesz się odpłacić,
ale nie teraz, błagam.
Po tych słowach ruszyli do środka
pod oblicze bardzo zdziwionego grona nauczycielskiego. Sweet ustawił
wózek ze śpiącymi dziećmi i rozpoczął zebranie.
Patricia właśnie zajęta była szykowaniem śniadania. Gdy smarowała kromkę masłem wpadła Joy. Sweet postanowiła nie przejmować się przyjaciółką. Znała ją i wiedziała, że lubi efektowne wejścia i humory. Jednak Mencer stanęła tuż przed nią i pokazała zaczerwienienie na policzku.
-O co chodzi Joy?
-Eddie mnie uderzył!
Nieładne
Joy, nieładnie. Co do tej postaci powiem szczerze po prostu jej nie
lubię – zniszczyła Jarę, chce zniszczyć Fabinę i nienawidzi
Niny. Jak można nienawidzić Niny? W moim opowiadaniu chce zniszczyć
Peddie. Co za zdzira. I kidnapper.
Ja uwielbiam Ninę. Jędza z tej Joy.
OdpowiedzUsuńJoy! Tylko tknij Eddiego, a bd mieć ze mną do czynienia. Patricia Ci tego nie daruje !
Dla mnie jesteś wredną żmiją Joy. Pamiętaj.!
A jak! Spoko Pat nie jest taka, a Nina pojawi się za 2 rozdziały!
UsuńCo czemu Joy ja ją bardzo lubię szkoda ze u ciebie to żmija :(
OdpowiedzUsuńCóż nie należy do bohaterów lubianych przeze mnie. Mam jej za złe Jarę i Fabinę i nie wiem czy zmienię zdanie
Usuń